Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 3.djvu/203

Ta strona została przepisana.

Jam z nim szczęśliwa. To nie on, tylko jam winna, żeśmy zaślubieni. Tak go kochałam.
Przytuliła się, a głos jej spoważniał.
— On — ukochany mej duszy, ojczulku. Gotowa jestem życie dać za niego. Będzie cię kochał i szanował tak samo jak ja. Nauczymy nasze dziecię kochać i czcić ciebie, a gdy dorośnie i będzie rozumiał, powiemy mu, że miałeś syna, którego nazywano Pawłem, że umarł i bardzoś cierpiał po jego śmierci. Powiemy mu, że teraz jest w niebie, gdzie spodziewamy się go ujrzeć, gdy nasza kolej nastąpi. Ucałuj mnie, tatusiu, na znak, że pojednasz się z Walterem, z moim ukochanym małżonkiem, z ojcem mej kruszyny. Wszakże to on nakłaniał mnie, abym wróciła do ciebie, on, najdroższy tatusiu!
A gdy jeszcze mocniej przytuliła się do ojca, ucałował ją w usta i podniósłszy oczy ku niebu, rzekł:
— Przebacz mi, wielki Boże! O, jakże bardzo, jak bardzo potrzeba mi Twego miłosierdzia!
Z temi słowy pochylił swoją siwą głowę i płakał i pieścił odzyskaną córkę, a w całym domu zaległa cisza przez wiele chwil. Ojciec i córka trzymali się w objęciach i promień słońca oblewał ich szczęście dobroczynnem światłem.