Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 3.djvu/204

Ta strona została przepisana.

Zebrał się na prędce i machinalnie szedł za swoją przewodniczką, oglądając się z drżeniem na pokój, gdzie był tak długo uwięziony i gdzie w ostatnim momencie widział w zwierciedle okropną postać. Wyszli na korytarz. Nie stając i nie oglądając się, Florcia pociągnęła ojca na ulicę. U podjazdu czekał powóz.
Wtedy panna Toks i Polli wypadły ze swej kryjówki i oddały się radości. Poczem zaczęły starannie uprzątać i układać książki, odzież, papiery — co wszystko tegoż wieczoru wyprawiły do Florci, która przysłała umyślnego posłańca po rzeczy ojca. Następnie obie kobiety po raz ostatni usiadły do herbaty w opuszczonem domostwie.
— Stało się, jak przepowiedziałam — mówiła panna Toks — niezbadane są wyroki Twoje, Panie. Kto mógłby pomyśleć, że z Dombi i Syna ocaleje tylko córka!
— I prześliczna córka — dodała Polli.
— Słusznie, zupełnie słusznie. Pani zaprzyjaźniła się z nią jeszcze wtedy, gdy była ona dzieckiem, co przynosi pani zaszczyt. Nawet nie mogło stać się inaczej, bo pani jesteś najlepsza kobieta.
— Robie!
Wołanie dotyczyło chłopaka w kącie pokoju. Martwił się czemś widać. Był to Tokarz