obecności pani Dombi przy łożu męża, ale i nie warto było o tem mówić: Florcia sama nie wierzyła w swoje domniemania, a Zuzanna dostrzegła rumieńców na jej twarzy podczas ostatnich słów.
Gdy Florcia pozostała sama, pochyliła głowę na ręce i oddała się myślom. Wśród tych dumań, trujących ciszę nocy, żywo stanęła przed nią postać ojca pokaleczonego boleśnie, jak tam leżał w swym pokoju sam, bez przyjaciół i krewnych, blizkich sercu. Straszna myśl, że może umrzeć w tym stanie, nie spojrzawszy na córkę, nie pożegnawszy się z nią, ostrym kolcem wbiła się w piersi i zmusiła zerwać się na równe nogi. Postanowiła jeszcze raz, jak niegdyś, zejść ciemnemi schodami na dół, do pokoju pana Dombi.
Zbliżyła się do drzwi i zaczęła podsłuchiwać. W całym domu panowała cisza i świece dawno pogasły. Jak niegdyś z lękiem stąpała po schodach, wsłuchując się w szelest własnych kroków i podeszła do drzwi pokoju ojca. W domu ani śladu ruchu. Drzwi były uchylone. Słyszała cichy szmer tlejącego żaru w kominku i chód zegaru miarowy.
Ośmieliła się zajrzeć do głębi. Klucznica, otulona pledami, drzemała w głębokim fotelu. Drzwi do drugiego pokoju na pół otwarte dozwalały widzieć parawan; ale tam pełgało światełko jak gdyby przed łożem ojca. Zresztą
Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 3.djvu/31
Ta strona została przepisana.