Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 3.djvu/54

Ta strona została przepisana.

Edyta podała mu rękę skaleczoną onegdaj. Na ręce była rękawiczka. Karker ucałował ją i znikł. Za drzwiami kilkakroć całował własną rękę, która miała szczęście dotknąć rękawiczki pani Dombi.


XLIII. Głębokie refleksye i niespodziane spotkanie.

W życiu i nawyknieniach Karkera zaszły znaczne zmiany. Można było podziwiać niezwykłą pilność w sprawach biura i tę czujność, z jaką traktował najmniejsze szczegóły operacyi handlowych znamienitej firmy. Wiecznie czynny i przezorny, podwoił zwyczajne swe skupienie, a jego rysie oczy na chwilę się nie zamykały. Nie tylko stał na wysokości interesów bieżących, zawierając układy z nowemi firmami, lecz śród gromadzących się coraz nowych trudów znajdował wolną chwilę do zlustrowania tuzina lat kupieckiej działalności firmy i własnego udziału w jej obrotach. Nieraz urzędnicy rozeszli się do domów, sale biurowe już się opróżniły, on zaś, zajęty anatomią złotego cielca, zamkniętego w żelaznym grobie, badał tajnie ksiąg i papierów z cierpliwą usilnością człowieka, rozcinającego najsubtelniejsze nerwy i ścięgna swego osobnika. Tyleż uwagi poświęcał i własnym sprawom. Nie był nigdy