Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 3.djvu/65

Ta strona została przepisana.

wielkie zebranie towarzyskie. Obiad podano późno. Przy stole prawie nie rozmawiano. Florcia siedziała z trwogą w sercu, modląc się o prędki koniec obiadu. Kiedy podano deser 1 służba się usunęła, pan Dombi zwrócił się do Edyty.
— Pani wiesz zapewne, że na jutrzejszy obiad zaproszeni goście i klucznicy oddano rozkazy, odpowiednie do okoliczności.
— Nie jem obiadu w domu — odrzekła Edyta.
— Gości niewiele. Dwanaście czy czternaście osób. Moja siostra, major Bagstok i kilka innych. Sami znajomi.
— Nie jem obiadu w domu — powtórzyła Edyta.
— Jakiekolwiek — choćby wątpliwej natury — przyczyny skłaniały mnie obchodzić uroczyście dzień ten — ciągnął Dombi udając, że nie słyszał słów żony — to jednak tu i wszędzie są pewne towarzyskie wymagania, których strzedz należy wobec tego świata. Jeżeli pani nie masz zgoła szacunku dla siebie samej...
— Nie mam go wcale, panie Dombi.
— Pani — zawołał Dombi, uderzając pięścią w stół — czy raczysz mnie wysłuchać? Mówię: jeżeli nie masz zgoła szacunku dla samej siebie...
— A ja odpowiadam: żadnego, panie Dombi!