Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 3.djvu/66

Ta strona została przepisana.

— Karkerze — zwrócił się do poufnika — proszę cię, pouczyć panią, że jeżeli nie ma szacunku dla siebie, to ja go mam ku sobie i żądam, aby polecenia na jutro wydane — były ściśle wykonane.
— Powiedz pan, Karkerze, swemu władcy, że mam zamiar porozumieć się z nim później i bez świadków.
— Uwalniam Karkera od wykonania tych zleceń, bo znam powody, które panią skłaniają do oporu wobec mych rozporządzeń.
Mówiąc to spostrzegł Dombi, że oczy jego żony zwracały się ku Florci.
— Jest tu pańska córka — rzekła Edyta.
— Niechaj zostanie.
Florcia wstała, znowu siadła i drżąc cała zakryła twarz rękami.
— Ja chcę — powtarzam — rozmówić się z panem na osobności. Zwróć pan uwagę na to, jeżeliś zachował odrobinę przytomności.
— Mam pełną władzę mówić z panią, gdzie i kiedy mi się podoba. Zamiarem jest moim rozmówić się tu i w tej chwili.
Edyta wstała, jakby chciała wyjść z sali, jednakże usiadła znowu i z pozornym spokojem rzekła:
— Mów pan.