lecz jak opisać zdumienie Florci, gdy na jej widok Edyta krzyknęła i zaczęła się cofać.
— Nie zbliżaj się do mnie! Dalej, dalej odemnie! Precz z drogi!
— Mateczko, droga mateczko!
— Nie nazywaj mnie tak. Nie mów ze mną. Nie patrz na mnie!
Ale Florcia z płaczem chciała się ku niej rzucić.
— Ani kroku dalej! — groźnie zawołała Edyta. — Precz, mówię ci — precz z drogi!
Florcia w przerażeniu, jak przez sen widziała, jak Edyta ścisnęła dłońmi głowę, oparła się o schody i nagle jak kot szybko przebiegła koło niej, skacząc po schodach dopadła drzwi i znikła.
Florcia zemdlała. Oprzytomiała w swoim pokoju. Obok stała służba i pani Pipczyn.
— Gdzie matka? — było jej pierwsze pytanie.
— Wyjechała.
— A ojciec?
— W swoim gabinecie. Najlepiej panienka zrobi, jeżeli się położy śpać.
Uwolniła służbę, została sama i postanowiła czekać na powrót matki.
Nastał wieczór, potem noc, nareszcie północ. Edyty niema.
Cały dom ucichł — prócz dwu lokai, oczekujących na powrót pani. Pierwsza. Spóźnione
Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 3.djvu/72
Ta strona została przepisana.