Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 3.djvu/73

Ta strona została przepisana.

pojazdy zatrzymują się przed domami. Godzina druga. Edyty niema.
Florcia, strasznie znękana, znowu zaczęła błądzić po domu i po galeryi. Wpatrywała się w ciemną noc i słuchała kropel, bijących w szyby. Na niebie była trwoga, niepodobna do spokoju ziemi. Godzina trzecia. Edyty niema. Nie było jej ani o czwartej ani o piątej. Zaczął się słaby ruch w domu. Budzono panią Pipczyn, która wstała i poszła do pokoju ojca. Ojciec wyszedł z gabinetu w porannym stroju i zadrżał, gdy mu oznajmiono, że żona dotąd nie wróciła. Florcia widziała to wszystko. Wezwano stangreta, który panią odwoził. Zeznał, że odwiózł do starego domu, gdzie ją spotkał pan Karker, że odesłał go napowrót, oznajmiając, że pani karety już nie potrzeba, przyczem dał mu dwa szylingi i sześć pensów na piwo. Dobry pan! Florcia widziała, jak ojciec pobladł i drżącym głosem wezwał pokojową Edyty. Ta — blada, przerażona — zeznała, że pani kazała się ubrać i uwolniła ją aż do rana.
— Właśnie miałam iść do pani, ale...
— No, no, cóż takiego?
— Ale pokoje zamknięte i klucz wyjęty.
Pan Dombi porwał świecę i pobiegł na górę. Słyszała, jak wściekle rozbijał drzwi rękami i nogami. Jak w obłędzie rzuciła się do swego pokoju, chwytając się obu rękami za włosy.