Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 3.djvu/75

Ta strona została przepisana.

dając cios pan Dombi wyrzekł, czem była Edyta i kazał córce swej iść w jej ślady, bo zawsze razem spiskowały.
Nie padła mu do nóg, nie zasłoniła oczu rękami, lecz spojrzała nań i krzyk rozpaczy rozległ się z jej piersi, bo poznała, że do szczętu zniszczył nadzieję, jaką w duszy żywiła. Poznała srogość, pogardę i nienawiść, władającą jego uczuciami. Poznała, że nie ma już ojca na tym świecie i sierota odtrącona — wybiegła z domu pana Dombi...


XLV. Ucieczka Florci.

Gnana wstydem i żalem biegła ulicą, zalewając się łzami i ręce łamiąc, utraciwszy od razu wszystko, co kochała.
Wesołe życie ulicy, zalanej rannem słońcem, chłodzący wietrzyk poranku — nic nie koiło jej udręki. Dokądkolwiek, byleby ukryć głowę swą bezdomną! Byleby nie widzieć pałacu, z którego zbiegła. Dokąd iść? Dokąd los zapędzi? Naprzód, do domu wuja Waltera!
Stłumiwszy płacz, Florcia zwolna się uspokoiła. Szła zaułkami, nie zwracając uwagi na tłum, gdy nagle ujrzała znajomy mały cień na słonecznym bruku: cień krąży, staje, zbliża się, kręci się — i oto Dyogenes, sapiąc z biegu,