Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 3.djvu/77

Ta strona została przepisana.

— O, kapitanie Kuttl — ratuj mnie. Ukryj mnie pan tu i niech nikt nie wie, gdzie jestem. Później panu opowiem, co się stało. Nie mam do kogo się schronić. O, nie wypędzaj mnie pan, kapitanie.
— Wypędzić panią, pociechę serca mego? Nie, wuju Kuttl, przecz mi z drogi! Zamkniemy drzwi na podwójny zamek.
To mówiąc, czynił równocześnie odpowiednie zabiegi: wyjął z kąta sztabę, zaparł drzwi i wrócił do Florci.
— Nie mów pani Edwardowi Kuttl ani słowa, dopóki droga twa nie wyrówna się i nie wygładzi. A to nastąpi nie dziś, to jutro. Co zaś do tego, żeby cię zdradzić, niech zapomnę o prawicy mojej i błogosławieni bądźcie, gdy rzekną słowo...proszę znaleźć tekst w katechiźmie i założyć...
Florcia dziękowała. Kapitan prosił, aby się położyła na sofie.
— Teraz trzeba pośniadać. Potem uda się pani do pokoju Salomona i tam wypocznie.
Przyrządziwszy posiłek, kapitan zmusił Florcię do jedzenia, sam zaś udał się na górę, aby przygotować pokój.
Za chwilę sypialnia Salomona zamieniła się w piękny przybytek.
Kapitan, jako człowiek zamiłowany w porządku, wszystko urządzał na wojenną stopę. Łóżko Salomona przeistoczyło się w wieszak