Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 3.djvu/81

Ta strona została przepisana.

— Wiele biedy i niebezpieczeństwa na szerokiem morzu i tylko Bogu wiadomo, ile okrętów i dzielnych żeglarzy zapadło w głębiny. Ale bywają wypadki, że czasem jeden na dwudziestu dzięki łasce Bożej uratuje się i znów pojawia się na ziemi, choć go już opłakano i modlono się jak za straconego. Oto ja... ja znam pewną historyę w tym rodzaju, to jest opowiadano mi jedną taką historyę, a skoro już zgadało się o tem, może pani przyjemnie będzie usłyszeć tę historyjkę. Opowiedzieć?
Florcia drżała ze wzruszenia, którego niemogła pokonać i mimowoli oczy jej zwracały się ku sklepowi, gdzie płonęła lampa. W tej chwili kapitan zerwał się i przymknął drzwi.
— Nic tam niema, proszę tam nie patrzeć.
Kapitan mruknął coś niewyraźnie i wrócił na miejsce.
— Otóż, uważa pani, pewien okręt odbił niedawno od londyńskiej przystani za granicę. Co się z panią dzieje? Opowiadać, czy nie?
— Tak, tak, proszę opowiadać.
— I nieszczęsny okręt spotkała straszliwa burza, jaka się trafia chyba raz na lat dwadzieścia. Na lądzie huragan drzewa rwał z korzeniami, miasta zmiatał, a na morzu żaden okręt nie oparłby się wichurze. Przez dwie doby nieszczęsny okręt tęgo pełnił swą