Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 3.djvu/87

Ta strona została przepisana.
XLVI. Walter naradza się z kapitanem i Florcią.

Miał drewniany miczman na górze pusty pokój, niegdyś sypialnię Waltera Geya. Rano młody człowiek zaproponował kapitanowi, aby tam ulokował Florcię, gdy się obudzi. Kapitan ostro wziął się do rzeczy — i w dwie godziny przeistoczył pokoik w lądową kajutę, zaopatrzywszy ją w najlepsze sprzęty z saloniku. Kiedy nareszcie wszystko załatwił, wrócił do Waltera, który stał na progu sklepu i w głębokiem zamyśleniu śledził znane oddawna przedmioty na ulicy.
— Czy przez cały ten czas nie dowiedzieliście się nic o wuju Solu?
— Nic zupełnie — odparł kapitan.
— Wyprawił się na poszukiwanie za mną, dobry staruszek — i jak ja w wodę wpadł. Jakże tedy? W liście mówi w istocie, że gdybyście nic o nim nie słyszeli do chwili otwarcia koperty, możecie go uważać za zmarłego. Boże, zlituj się! Wszakbyście niezawodnie słyszeli coś, gdyby zginął. Ktoś na jego prośbę niewątpliwie doniósłby o jego śmierci.
— Dobrześ powiedział, mój drogi, bardzo dobrze.
— Myślałem całą noc o tem i wyznaję — doszedłem do wniosku, że wuj Sol jeszcze żyje