— I jeszcze jedno. Wuj Sol, jak myślę, nie mógł wysłać listu zwykłą drogą — okrętową...
— Rzecz prosta.
— Pewnie tedy prześlepiliście list ten. Oto wszystkie moje domysły. Muszę jeszcze dodać, że za nic nie obejmę majątku wuja. Co zostawił — będzie i nadal pod dozorem wiernego przyjaciela i najlepszego z ludzi. A jeżeli na imię mu nie Kuttl — to on żadnego nie ma imienia. Teraz zaś parę słów co do panny Dombi.
Zanim mi panna Dombi przerwała wczoraj, gdym uczynił wzmiankę o ojcu — pamięta pan, jak mi przerwała?...
Kapitan doskonale pamiętał.
— Przypuszczałem, że czeka mnie trudne zadanie pośredniczenia pomiędzy nią i rodziną. Ale widzę, że to sprawa skończona. Nie myślę więcej o tem. Raczej zgodzę się na to, żeby mię rozszalała fala rzucała po wzburzonem morzu na złomku okrętowym, niżbym przyłożył ręki do powrotu panny Dombi do rodziny.
Ale też i tu sama być nie może — jak pan uważasz, kapitanie?
— Ja uważam — ozwał się kapitan po głębokim namyśle — że niedobrze jej być tu samej. Dla tego też, najmilszy, przenieś się tutaj, żeby wam obojgu było...
Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 3.djvu/89
Ta strona została przepisana.