Strona:PL Karol Dickens - Dzwony upiorne.djvu/116

Ta strona została uwierzytelniona.
— 112 —

wrzawie, hałasie i sprzeczce, jakiś męszczyzna przecisnął się przez ciżbę i stanął na przedzie.
Nie był to Ryszard, ale ktoś, o kim nieraz myślał i kogo oczekiwał. Przy słabem oświetleniu mógłby się może pomylić co do tożsamości tego starego, siwego, pochylonego, wynędzniałego człowieka, ale w jasnem świetle lamp, padającem na jego potężną głowę, odrazu poznał Willa Ferna.
— Co to znaczy? — wykrzyknął Sir Joseph, powstając. Kto pozwolił wejść temu człowiekowi? To zbrodniarz, którego zamknięto w więzieniu. Mr. Fish, bądź pan tak dobrym…
— Jedną chwilkę — rzekł Will Fern — jedną chwilkę, jaśnie pani. Jaśnie pani urodziła się w dzień dzisiejszy, równocześnie z Nowym Rokiem. Proszę mi użyczyć jednej chwilki czasu.
Lady Bowley szepnęła mężowi parę słów, a Sir Joseph z wrodzoną mu godnością, znów zajął swe miejsce,
Obdarty gość — bo Will Fern ubrany był nędznie — rozejrzał się w około i głębokim ukłonem okazał gościom swe uszanowanie.
— Jaśnie państwo — rzekł — pili wła-