Strona:PL Karol Dickens - Dzwony upiorne.djvu/148

Ta strona została uwierzytelniona.
— 144 —

z całym spokojem ducha nie otwierałem bramy.
Trotty znów słyszał głosy: „Idź za nią!“ Odwrócił się do swego przewodnika i ujrzał, że ten wzbił się w powietrze i uleciał. — Idź za nią! zawołał z wysokości i zniknął. A Trotty niewidzialny, okrążał córkę, siadł u jej stóp, szukał w jej twarzy śladu dawnego wyglądu, nadsłuchiwał na dźwięk jej dawnego dźwięcznego głosu. Okrążał dziecko, o wyglądzie starczym; takie wątłe, takie przerażające w swej powadze, takie pożałowania godne w swym smutnym, cichym, bolesnym płaczu. Ubóstwiał je, czepiał się go jako jedynej swej podpory, jako jedynego węzła, łączącego go jeszcze z życiem. Swą nadzieję ojcowską i całe swe zaufanie pokładał w wątłem dziecku, czuwał nad każdem jego spojrzeniem, gdy je matka trzymała w objęciach i po tysiąckrotnie powtarzał: — Ona je kocha! Bogu dzięki! Ona je kocha!
Widział, jak gospodyni domu czuwała przy niej przez długą chwilę, poczem znów wróciła w nocy, gdy burczący jej mąż spał, i uspakajała ją i płakała z nią i podała jej trochę pożywienia. Widział znów nadchodzący dzień i zapadając