słyszałem, jak dzwony te mówiły: „Toby Beck, Toby Beck, bądź dobrej myśli. Toby Beck, Toby Beck, bądź dobrej myśli!“ Jakie miljon razy to słyszałem!
— Coś takiego! rzekła Małgosia.
Nieraz to już jednak słyszała, gdyż Toby ustawicznie mówił o dzwonach.
— Gdy intereresa źle idą — mówił Toby — tak bardzo źle, że już nie może być gorzej, one mi zawsze dzwonią: „Toby Beck, Toby Beck, wnet się coś zdarzy.“
— I ostatecznie się zdarzy, tatku — rzekła Małgosia z odcieniem smutku w melodyjnym głosie.
— Zawsze — potwierdził Toby, bez żadnej podejrzliwości. — Nigdy mnie nie zawiodły.
Podczas tej rozmowy, Toby bez przerwy przypuszczał atak do stojącego przed nim pachnącego posiłku, krając i jedząc, krając i popijając, krając i żując, od flaków przechodząc do kartofli, a od kartofli do flaków, z doskonałym, niesłabnącym apetytem. Gdy jednak w pewnej chwili przypadkiem się rozejrzał po ulicy — na wypadek, gdyby ktoś z okna, czy drzwi przyzywał może posłańca — oczy jego w drodze powrotnej spotkały się
Strona:PL Karol Dickens - Dzwony upiorne.djvu/28
Ta strona została uwierzytelniona.
— 24 —