List, który Toby wziął z rąk Aldermana Cute, adresowany był do możnego człowieka w wielkiej dzielnicy miasta. Powinienbym powiedzieć, w największej dzielnicy, gdyż jej mieszkańcy nazywali ją zwykle „światem“.
List ten zdawał się ważyć więcej w ręce Toba niż każdy inny. Nie dlatego, że Alderman zapieczętował go olbrzymią pieczęcią herbową, do czego zużył wielką ilość laku, lecz z powodu wielkiego nazwiska adresata, nasuwającego myśl o mnóstwie, mnóstwie złota i srebra.
Jak tu inaczej, niż u nas! w naiwności serca rozmyślał Toby, rozglądając się we wszystkich kierunkach. — Podziel żyjące żółwie w obrębie miasta przez liczbę bogaczy, mogących je kupować, a żaden nie dostanie nic, prócz swej części! Biednym ludziom flaki odejmować od ust. — na to byłby za dumny!
Powodowany bezwiedną czcią dla osoby tak dostojnej, Toby koniuszek fartuszka wsunął pomiędzy list a swoje palce.