i szerokim kapeluszu, opadającym mu na oczy; po chwili przeniósł to spojrzenie na dziecko, rączką oplatające szyję mężczyzny.
Zanim nieznajomy zniknął w mroku, przystanął i rozglądnął się, a dostrzegłszy Toba, zdawał się wahać, czy zawrócić, czy iść dalej. Postąpił parę kroków naprzód, poczem jednak zawrócił, a równocześnie Toby zaczął doń podchodzić.
— Czy możecie mi powiedzieć — ozwał się nieznajomy z bladym uśmiechem — bo jeśli możecie, to jestem przekonany, że to zrobicie, a wolę was pytać, niż kogo innego: gdzie mieszka Alderman Cute?
— W najbliższem sąsiedztwie — objaśnił Toby — z całą chęcią pokażę wam jego dom.
— Miałem się stawić przed nim jutro i gdzieindziej — mówił nieznajomy, idąc obok Toba; — ale podejrzenie tak mi ciąży, że chciałbym się co rychlej oczyścić i pójść dokąd zechcę, szukać zarobku — jakkolwiek nie wiem, gdzie się już zwrócić. Wybaczy mi chyba, że o dzień wcześniej przyjdę do jego mieszkania.
— Czyżbyście się wy nazywali Fern! wykrzyknął Toby, przystając nagle.
Strona:PL Karol Dickens - Dzwony upiorne.djvu/71
Ta strona została uwierzytelniona.
— 67 —