Strona:PL Karol Dickens - Dzwony upiorne.djvu/78

Ta strona została uwierzytelniona.
— 74 —

biegacza dygotały pod ciężarem dziecka.
— Jaka ona leciuchna — mówił Trotty, galopując zarówno mową jak chodem; nie chciał bowiem dopuścić do podziękowania i dlatego nie pozwalał Fernowi przyjść do głosu. — Leciuchna jak piórko. Lżejsza od pawiego pióra — znacznie lżejsza. Tedy jesteśmy i tedy idziemy! Pierwszy zakręt, na prawo, wujaszku Wilu, a potem koło studni i na lewo ulicą, aż do szynku. Tedy jesteśmy i tedy idziemy! Teraz skręcić, wujaszku Wilu, koło paszteciarni. A teraz koło masztalerni, wujaszku Wilu i zatrzymać się przed czarnemi drzwiami, nad któremi wisi szyld: „T. Beck, posłaniec uliczny.“ Tedy jesteśmy i tedy przyszliśmy, Małgosiu, we własnej osobie, by ci zrobić niespodziankę.
To mówiąc Trotty całkiem zadyszany, postawił dziecko koło córki. Dziewczynka spojrzała w twarz Małgosi, a nie dostrzegłszy w niej nic odpychającego, gdyż była bardzo pociągająca, odrazu rzuciła się jej na szyję.
— Tedy jesteśmy i tedy zostaniemy! mówił Trotty, biegając po izbie i dysząc ciężko. — Wujaszku Wilu, oto ogień, widzicie ? Czemu nie zbliżycie się do ognia?