Czarne są gromem ciężarne chmury, a mętne wody głębokie, gdy morze myśli, po raz pierwszy podnosząc się po ciszy, wyrzuca swych zmarłych. Ohydne dziwaczne potwory święcą swe przedwczesne częściowe zmartwychwstanie; pomieszane członki i postacie rozmaitych rzeczy jednoczą się i mieszają z sobą podług zrządzenia przypadku, a jak i kiedy i w jakiem następstwie znów się rozłączą i każda treść i forma duszy znów pierwotny przybierze kształt i pocznie żyć nanowo, tego nikt powiedzieć nie może, jakkolwiek każdy z nas, każdego dnia jest naczyniem obrazu tej wielkiej tajemnicy.
Tedy niepodobna słowami, a tem mniej dokładnie określić, kiedy i jak mrok nocnej dzwonnicy zmienił się w jasność dnia; kiedy i jak samotna wieża zaludniła się mirjadami postaci, kiedy i jak ciche: „pędź go, dręcz!“ monotonnie dzwoniące poprzez sen i omdlenie Toba, ukształtowało się w wyraźny głos, który do czuwają-