każdym obrotem słabsze były i wątlejsze, a po chwili wszystkie dosięgnął los ich towarzyszy. Najdłużej pozostał przy życiu mały garbusek, który przycupnąwszy w kąciku wirował tak długo i tak zapamiętale, że naostatku pozostała z niego tylko jedna noga, a później już tylko stopa, aż wreszcie skórczył się cały i zniknął, a wtedy cisza zupełna zaległa starą wieżycę.
I wtedy dopiero, nie wcześniej, Trotty zobaczył w każdym dzwonie postać brodatą wielkości i kształtu dzwonu. Niepojęte! postać, a jednak będąca dzwonem samym. Olbrzymie, poważne, o wyrazie posępnym, postacie te przyglądały mu się, gdy tak stał znieruchomiały, jakby przygwożdżony do miejsca.
Postacie tajemnicze i straszliwe, które nie opierając się na niczem, zdawały się niejako unosić w wieżycy, osłoniętemi głowami sięgając pułapa, nieruchome i mroczne. Zwiewne i mroczne, jakkolwiek dostrzegł je w świetle od nich samych bijącem — bo wszak nie było nikogo innego — upiorne usta zakrywały sobie przesłoniętemi dłońmi.
Nie mógł dość szybko spuścić się przez otwór w podłodze, gdyż opu-
Strona:PL Karol Dickens - Dzwony upiorne.djvu/96
Ta strona została uwierzytelniona.
— 92 —