Strona:PL Karol Dickens - Maleńka Dorrit.djvu/101

Ta strona została skorygowana.

Miała prawie łzy w głosie i Artur zrozumiał, że istotnie powrócić musi. Było to jej potrzebą.
— W takim razie przypomnę tylko, maleńka Dorrit — rzekł serdecznie — że obiecałaś mi pamiętać o mnie, gdybyś w czem potrzebowała pomocy.
— Nie zapomnę — załkała cicho. — Niech mię pan nie odprowadza. Do widzenia. Bóg z panem.
Uczuł, że powinien zastosować się do jej życzenia, więc pozostał na miejscu, i oparty o poręcz, patrzył za nią, dopóki nie zniknęła mu z oczu. A potem myślał o niej, patrząc na bieg rzeki i myślał, powróciwszy wieczorem do domu.
W tem drobnem, wątłem ciele widział wielką duszę.
Lecz nazajutrz od rana zabrał się do pracy, myśli o maleńkiej Dorrit musiały ustąpić, i on miał teraz obowiązek, który spełniać powinien sumiennie.
Pomieszczenie warsztatów w tej taniej dzielnicy było względnie wygodne, gdyż dawało dosyć przestrzeni i każdemu ze wspólników zapewniało osobny kącik. Clennam miał tuż przy wejściu dosyć duży pokój o niskiem i szerokiem oknie, które z powodu otwartej przestrzeni dostarczało mu dużo światła. Był więc zadowolony, zwłaszcza, że mimo wielkich zaległości w książkach nie znalazł plątaniny, łatwo mógł się orjentować i widział z przyjemnością rezultat swej pracy, która obiecywała mu w przyszłości cokolwiek więcej swobodnego czasu.
Właśnie siedział przy swojem biurku, zagłębiony w skombinowanych obliczeniach, gdy cień jakiś przesunął mu się koło okna, a w chwilę potem drzwi się uchyliły i na progu stanął niski i czarny mężczyzna, drobny, o kruczych włosach, ciemnej cerze i czarnych obwódkach przy końcu paznogci.
— Dzień dobry, Pancks — rzekł Artur — dawno pana nie widziałem.
Usłyszał rodzaj rżenia czy chrapania, które było — jak wiedział teraz — śmiechem tego pracowitego człowieczka, i zaraz potem usłyszał żywe zaprzeczenie.
— Codzień się tu kręcę. Trzeba pilnować budy.