Załatwiwszy gruntownie interesy swojego „właściciela“, jak nazywał patrjarchę, zabierał się do swoich, które dawały mu więcej rozkoszy, a wcale niemniej trudu, i otoczone były pewną tajemnicą.
W dnie powszednie jadał obiad z rodziną patrjarchy, t. j.
piękną niegdyś Florą i jej ciotką, nie licząc głowy domu, i przy tej sposobności poznał małą Dorrit, która szyła u pana Casby.
Emi widziała go tu po raz pierwszy i zachowanie się względem niej tego człowieka przejęło ją odrazu wielką trwogą. Z początku myślała, że to malarz-portrecista; tak uważnie wpatrywał się w jej rysy, zaglądając co chwila do grubego notesu, którego nie można było nazwać czystym. Zauważyła jednak, że nic nie rysuje, i wówczas przyszło jej nagle do głowy, że musi to być jeden z głównych wierzycieli ojca i odczytuje sumę jego długu. Oryginalne rżenie i chrapanie tej żyjącej lokomotywy mogły być w takim razie objawami gniewu, poprzedzającemi jakiś ostry wybuch.
Lecz Pancks rozwiał wkrótce te jej przypuszczenia w sposób bardzo dziwaczny i niewytłumaczony.
Było to po obiedzie. Patrjarcha z głową, nakrytą fularem, spokojnie drzemał przed kominkiem, pani Flora zamknęła się w swoim pokoju także dla wypoczynku, a maleńka Dorrit szyła, pochylona pilnie nad robotą.
W tej chwili Pancks ostrożnie wsunął się do pokoju i stanął przed nią.
— Pani się bardzo nudzi? — spytał przyciszonym głosem.
— Wcale nie — odpowiedziała przestraszona. — Dziękuję panu.
— A co pani szyje?
— Chustki.
— To są chustki? — spytał zdziwiony, jakby nie znał tego przedmiotu, i dodał, wpatrując się w nią bystrym wzrokiem. — Pani się pewno dziwi, kto ja jestem? Ja jestem wróż! — rzekł cicho. — Przepowiadam przyszłość.
Emi przemknęło przez myśl, czy to nie obłąkany.
— „Właściciel“, u którego jedliśmy dziś obiad, kupił mój
Strona:PL Karol Dickens - Maleńka Dorrit.djvu/104
Ta strona została skorygowana.