czas i pracę — mówił dalej — lecz nie kupił całego Pancksa. Mam ja i swoje sprawy, własne interesy, na mój własny rachunek... tylko tst!... to sekret, panno Dorrit.
Rzuciła na niego niespokojnym wzrokiem i szyła znów w milczeniu, nie przerywając pracy.
— Może pani pokaże mi dłoń — rzekł po chwili. — Chciałbym spojrzeć, jeżeli można.
Chciałaby go się pozbyć jak najprędzej i nie śmiała odmówić, więc puściła igłę i podała mu rękę.
— Praca przez długie lata — rzekł powoli, dotykając ciemnym palcem jej dłoni lekko. — Dużo pracy. Ale po to przecież żyjemy. Aha, więzienie! Siwy gentleman, to ojciec! A ten drugi z klarnetem? Aha, stryj. Cóż to za pantofelki białe atłasowe? Ha, siostra. A to brat, ten młodzieniec. A ta mała osóbka, pracująca dla nich wszystkich? to pani, miss Dorrit.
Emi podniosła zdumione spojrzenie, lecz on patrzył na rękę tak uważnie, jakgdyby na niej czytał rzeczywiście.
— No, i ja tutaj jestem — zarżał dobrodusznie. — Cóż pani o tem myśli?
— Nie wiem... Czy pan zobaczył co złego?
— Złego? O nie! przeciwnie. Zobaczy pani wkrótce.
Puścił jej rękę, przeczesał swoją zwichrzoną czuprynę rozstawionemi palcami i powtórzył, przenikając ją spojrzeniem.
— Dożyje pani i zobaczy! Proszę pamiętać, miss Dorrit! Ale teraz... nigdy, nigdy!
— Co nigdy? — zapytała, nic nie rozumiejąc, zdziwiona, że tak wiele wiedział o niej.
— Pani mię nie zna wcale. Nie widziała mię pani, nie poznaje. Wszystko jedno, gdziebyśmy się spotkali, pani mię nie zna... wcale... nigdzie... nigdy! Czy zgoda?
— Zgoda, że co? — spytała.
— Ze mię pani nie pozna, gdziekolwiek panią spotkam... że pani na mnie nie zwróci uwagi. Jestem dla pani obcy, choć jestem cyganem, który zna pani przyszłość i powtarza: zobaczy pani wkrótce. Zatem zgoda?
Strona:PL Karol Dickens - Maleńka Dorrit.djvu/105
Ta strona została skorygowana.