był jakiś świat inny. Żelazne kraty więzienia znikały, widziała przestrzeń, złote blaski słońca, i siedząc w oknie, snuła wspomnienia, marzenia, często zamglone łzami, lecz miłe i drogie.
Poddasze było niskie, bez żadnej ozdoby, prócz wzorowej czystości i lepszego niż tam na dole powietrza, lecz w jego ścianach upływały Emi najmilsze w życiu chwile.
Pewnego dnia siedziała przy swojem okienku, szczęśliwa samotnością i ciszą swych marzeń, gdy na schodach rozróżniła kroki Maggi.
Zbladła i zadrżała: pewno przysyłano po nią.
— Matusiu, matusiu — zawołała Maggi zdyszana — chodź, chodź prędko. On czeka tam na dole.
— Kto czeka, Maggi?
— Pan Clennam, naturalnie! Jest w pokoju pana i prosił, żebym przyszła tu i powiedziała, iż chciałby widzieć matusię.
— Nie jestem zdrowa, Maggi, i nie zejdę. Nie mogę. Muszę się trochę położyć. Głowa mię bardzo boli. Idź, podziękuj mu, powiedz, że zastałaś mię niezdrową. Zeszłabym, gdybym mogła.
— Ach, matusiu, nie można, to przecież niegrzecznie. Dlaczego twarz zasłaniasz?
— Głowa mię bardzo boli.
— A czy to płacz pomaga, kiedy głowa boli? To i ja będę płakać dla ciebie, matusiu!
I ryknęła głośno, jak małe cielątko.
Więc Emi uspokajała i prosiła, żeby grzecznie zaniosła odpowiedź panu Clennam, który czeka na to i jest taki dobry. Nakoniec obiecała opowiedzieć jej wieczorem bajkę.
Maggi jak dziecko przepadała za bajkami, więc pobiegła ze śmiechem i dopiero wieczorem zjawiła się znowu.
— Ach, jaki był zmartwiony! — zawołała. — Chciał posłać po doktora. Przyjdzie znowu jutro i pewno nie będzie spał w nocy, matusiu! Czy długo jeszcze płakałaś? Czy cię głowa przestała boleć?
Strona:PL Karol Dickens - Maleńka Dorrit.djvu/107
Ta strona została skorygowana.