Strona:PL Karol Dickens - Maleńka Dorrit.djvu/149

Ta strona została skorygowana.

pięła mu kołnierzyk. Artur nalał szklaneczkę wina i przysunął mu do ust. Przełknąwszy parę łyków, pan Dorrit wziął szklankę i wychylił ją do dna, potem oparł się o poręcz fotela i zaczął płakać głośno, zasłaniając twarz chustką.
Artur pomyślał sobie, że do pewnego stopnia może rozerwać go opowiadaniem o zabiegach Pancksa, który od niego samego umiał zdobyć niejeden pożyteczny szczegół w swoich poszukiwaniach. Pan Dorrit zdawał się słuchać z zajęciem.
— Będzie za to wynagrodzony — rzekł nakoniec — hojnie wynagrodzony... Możesz mu pan powiedzieć, panie Clennam... Wszyscy będą wynagrodzeni, panie Clennam — mówił gorączkowo, wstając i przechadzając się tam i napowrót po maleńkim swym pokoiku. — Nikt nie powie, że został pokrzywdzony, że zapomniałem o nim, o wyrządzonej mi kiedykolwiek grzeczności. Jakże mi będzie miło zwrócić panu dług, jaki zaciągałem nieraz. Chcę też wiedzieć, ile winienem za syna. Nie chcę żadnego długu. Chivery zostanie hojnie wynagrodzony, John także. Chcę być wspaniałomyślny i szczodry.
— Może pan sobie życzy — odezwał się Clennam — na najpilniejsze wydatki pewnej sumy niezbędnej? Wziąłem z sobą trochę pieniędzy, przewidując, że mogą być potrzebne.
— Dziękuję panu bardzo. Rzeczywiście, to jest konieczne. Nie mam teraz żadnych skrupułów, gdyż wszystko zostanie zwrócone.
Spojrzał na Emi, zatrzymał się przy niej, zaczął głaskać jej włosy, przytulił do piersi.
— Trzeba wezwać modystkę, ubrać się inaczej... ta sukienka jest, hm... bardzo skromna... teraz... I Maggi trzeba ubrać... hm, niepodobna tak. A Fanny, Tip, stryj Fryderyk... Trzeba po nich posłać... natychmiast... powinni wiedzieć, że... hm... o wielkiej zmianie.
W tej chwili na podwórzu pod oknami rozległ się głośny okrzyk. Clennam wyjrzał.
— Wieść się rozeszła — rzekł — wszyscy się cieszą. To radość szczera. Czy im się pan pokaże?
— Hm, przyznaję... wolałbym przedtem trochę zmienić toaletę... brak zegarka — mówił urywanym głosem, przecha-