Strona:PL Karol Dickens - Maleńka Dorrit.djvu/153

Ta strona została skorygowana.
CZĘŚĆ II.
BOGACTWO.
ROZDZIAŁ I: W PODRÓŻY.

WCZESNY zmrok dnia jesiennego osłonił już doliny i podnosił się coraz wyżej na szczyty Alp szwajcarskich. Drogą na Wielki Bernard postępował zwolna szereg mułów, niosących do klasztornego schroniska nie zabłąkanych, ale spóźnionych podróżnych. Ostry chłód i ciemność nocy utrudniały drogę i zamykały usta, budząc w duszy znużonych jedno najważniejsze życzenie, aby się znaleźć u celu podróży.
Nakoniec ukazały się mury klasztorne. Wywołało to zadowolenie powszechne, które się wyrażało w wymianie zdań i żywszych ruchach. Wśród mgły niewiele teraz było widać, lecz gdy minęli bramę, błysnęły światełka, przewodnicy pomagali podróżnym zsiąść z mułów, i wkrótce całe towarzystwo znalazło się w obszernej, nisko sklepionej sali, która służyła teraz za jadalnię.
Byli zziębnięci i głodni, więc cisnęli się przedewszystkiem do kominka, na którym rozpalono suty ogień, i spoglądali z pewną przyjemnością na duży stół, nakryty do wieczerzy.
Podróżni dzielili się na dwa odrębne towarzystwa, które nie przybyły tutaj jednocześnie. Pierwsze składało się z dwóch starych gentlemanów, pięknej pani w dojrzałym wieku, bardzo dystyngowanej, dwóch młodych panien i młodzieńca z monoklem w oku, — druga, mniej liczna grupa, to młoda kobieta, bardzo miła i bardzo piękna i dwóch mężczyzn. Przybyli później