Strona:PL Karol Dickens - Maleńka Dorrit.djvu/156

Ta strona została skorygowana.

— Nic takiego pan nie słyszałeś — odparł gentleman z godnością — powiedziałem tylko, że jest niecierpliwy.
— Bardzo dobrze, i na tem koniec. Proszę przyjąć ode mnie zapewnienie szacunku. A teraz mogę przyznać, że mój przyjaciel istotnie bywa... sarkastyczny.
— Ma bardzo piękną żonę.
— Prawdziwa perełka. Niedawno się pobrali. Jadą do Włoch dla męża, w celach artystycznych.
— Jest artystą?
— Malarzem. Młody malarz z wielkim talentem. A przytem z arystokratycznej rodziny!
— Sądzę, że słabość żony... hm... prędko przeminie. Zmęczenie...
— Mały wypadek w drodze: muł potknął się i spadła. Podniosła się, śmiejąc, ale odtąd narzekała na ból w boku.
Podano wieczerzę, wszedł młody zakonnik i zajął pierwsze miejsce, grając rolę gospodarza. Powrócił i artysta.
Widział w sieni trzy piękne Bernardy i zaczął na ten temat rozmowę z zakonnikiem. Mówiono o surowym klimacie i śniegach, o smutnem życiu zakonników podczas zimy, zamkniętych, jak w więzieniu. Stary gentleman milczał i pierwszy wstał od stołu, gdy skończono wreszcie wieczerzę.
Goście powrócili znowu do kominka, uprzejmy nieznajomy spytał zakonnika, czy nie możnaby podać gorącego wina. Projekt znalazł powszechne uznanie.
Tymczasem młodsza córka gentlemana nieznacznie wysunęła się z pokoju, błądziła trochę po nieznanych korytarzach, nakoniec ktoś ze służby pokazał jej drogę do pokoju lady, która zachorowała.
Była to posępna i sklepiona cela, z oknem zakratowanem i nagiemi ścianami, — wiało z niej chłodem, wilgocią i pustką. Na łóżku, pod kilku ciepłemi derkami, leżała piękna pani.
Emi stanęła przy niej i patrzyła długo na piękną twarz zmęczoną i zamknięte oczy. Potem leciuchno dotknęła jej czoła.
Chora podniosła powieki.