Strona:PL Karol Dickens - Maleńka Dorrit.djvu/158

Ta strona została skorygowana.

— Napiszę mu, że panią widziałam, że pani zdrowa i szczęśliwa, prawda? Tak trzeba napisać.
— Tak, tak — szepnęła chora. — Jestem bardzo szczęśliwa... dziękuję mu z całego serca... i nigdy nie zapomnę o... jego przyjaźni.
— Zobaczę panią może jutro rano, a potem... mam nadzieję... spotkamy się znowu — mówiła Emi. — Dobranoc!
— Dobranoc, droga pani... bardzo ci dziękuję.
Wysunęła się na korytarz, ale tu się przekonała, że nikt nie szedł do celi, tylko przed nią ku schodom zmierzał uprzejmy nieznajomy. Posłyszawszy za sobą kroki, przystanął, a ponieważ było tu prawie ciemno, z największą grzecznością sprowadził ją ze schodów i towarzyszył aż do sali, w której pozostawiła resztę towarzystwa.
Już się wszyscy rozeszli, zmęczeni podróżą, tylko siwy gentleman siedział jeszcze przed kominkiem.
Uprzejmy nieznajomy przyniósł nową butelkę wina.
Starzec wstał z przed ognia i podał rękę córce.
— Pójdziemy — rzekł. — Dobranoc.
Szedł przez pokój z godnością, zbliżając się do drzwi, które grzeczny jegomość pośpieszył otworzyć przed nim własnoręcznie, kłaniając się nieskończoną ilość razy i powtarzając swoje zapewnienia szacunku i życzenia dobrej nocy.
Ale młoda dziewczyna z jakąś instynktowną trwogą przysunęła się do ojca, ażeby jak najdalej być od nieznajomego, który rzucał na nią błyszczące spojrzenia i podnosił wąsy do góry, aż krył się między niemi koniec długiego nosa.
Zostawszy sam w pokoju, wstrząsnął się i obejrzał jakby z trwogą.
— No, i człowiek musi się także położyć — rzekł z niezadowoleniem. — Tak im wszystkim pilno, jakby noc nie była długa, a sen przychodził na rozkazy.
Przechodząc koło fortepianu, wziął do ręki księgę przejezdnych i rzuciwszy okiem na ostatnią kartę, zaczął czytać półgłosem.