Strona:PL Karol Dickens - Maleńka Dorrit.djvu/163

Ta strona została skorygowana.

— Przyzna pan, że oddawać komuś cudzy pokój — przemówił Edward.
— Edmundzie — odezwała się wspaniała lady, stając na progu oberży — czyś wytłumaczył państwu, że ten człowiek nic nie winien. Postąpiłam samowolnie w tym wypadku.
— Przepraszam pana osobiście — dodała, postępując parę kroków w stronę pana Dorrit — chciałam tylko zjeść obiad w jednym z pokoi, przez pana zajętych, i nie wątpiłam, że przez uprzejmość dla damy właściciel apartamentu wybaczy mi to nadużycie. Nie przypuszczałam zresztą, że państwo tu będą tak prędko. Mam więc nadzieję...
Nagle urwała w pół słowa, jakby zamieniona w słup soli. Jej nieruchome źrenice utkwione były w siostrach Dorrit z wyrazem nieskończonego zdumienia. Fanny, oparta lekko na ramieniu Emi, odpowiadała uśmiechniętą twarzą i nieco wyzywającem spojrzeniem, wachlując się swobodnie drugą ręką.
Maleńka Dorrit stała też nieporuszona, poznając w nieznajomej panią Merdle, a w niewymownym młodzieńcu odgadując owego wielbiciela siostry, który przyczynił matce tyle trwogi.
Nakoniec pani Merdle zapanowała nad swojem zdumieniem, oznajmiła, iż sądzi, że sprawa załatwiona i znakomity gość nie zechce za nią karać niewinnego oberżystę. Pan Dorrit, uspokojony jej słowami, oświadczył z galanterją, iż pozostaje mu tylko nazwać się szczęśliwym, skoro taką drobnostką mógł oddać przysługę damie. Wymieniła z obu siostrami najuprzejmiejszy ukłon ze słodkim uśmiechem i rozstała się ze spotkanem towarzystwem, jak z obcymi, których poprzednio nigdy nie widziała.
Pan Sparkler zachował się nieco inaczej. Na widok Fanny również oniemiał, skamieniał i nie był w stanie odzyskać ruchu ani mowy. Kiedy matka zwróciła się do niego ze słowami: Edmundzie, podaj mi rękę — to właściwie ona wzięła go pod rękę, z trudem doprowadziła do karety i z trudem wepchnęła do niej. Lecz i tutaj młodzieniec przylgnął oczami do szyby i patrzył na swoje bóstwo nieprzytomny.