Strona:PL Karol Dickens - Maleńka Dorrit.djvu/175

Ta strona została skorygowana.

rozmowy, pomimo to rozmawiały z panią Gowan wzrokiem i obie były pewne, że się rozumieją.
— Pani nie chorowała już po tym wypadku? — spytała wreszcie Emi.
— Jestem zupełnie zdrowa — odparła młoda kobieta z uśmiechem, — ale dziękuję pani za troskliwość. Czy pani wie, że często rozmawiamy z mężem o pani i... bardzoby się gniewał, gdybym mu nie powiedziała, że panie są u mnie. Jeśli panie wybaczą nieporządek, jaki znajdziemy w malarskiej pracowni, to możemy tam zajrzeć.
Pytanie było zwrócone do Fanny, która natychmiast wyraziła chęć poznania pracowni pana Gowana.
Pierwszy przedmiot, jaki tu zdziwił obie siostry, był stojący na podwyższeniu pan Blandois w szerokim kapeluszu i bandyckim płaszczu, zarzuconym na ramię. Wyglądał w tej pozie tak charakterystycznie, że Emi z przykrym dreszczem zatrzymała się na progu.
Blandois głęboko skłonił się przed wchodzącemi.
— Przepraszam najpokorniej, lecz nie wolno mi się poruszyć — przemówił.
— Proszę uprzejmie — witał gości Gowan — przepraszam za malarski nieład. To mój model. Proszę nie ruszać się z miejsca. Mam nadzieję, że panie, patrząc na żywy oryginał, łatwiej zrozumieją treść mego obrazu, który chcę podpisać jednem słowem: Bravo. A widz niech odgaduje, czy to prosty rozbójnik, czyhający na ofiarę, lub triumfujący, że się pozbył wroga, czy mściciel, ściskający sztylet w dłoni.
Blandois zaśmiał się nerwowym śmiechem, jego niepewne oczy obiegły całe towarzystwo i przez chwilę zatrzymały się na maleńkiej Dorrit, która zadrżała nagle pod tym wzrokiem.
— Niech się pani nie lęka. Lew nie kąsa — odezwał się łagodnie Gowan, który zauważył jej lekkie wstrząśnienie, lecz sądził, że przyczyną jest wielki pies, stojący przy niej.
— Ja się go nie obawiam — odpowiedziała żywo — lecz proszę, niech pan spojrzy.