Strona:PL Karol Dickens - Maleńka Dorrit.djvu/180

Ta strona została skorygowana.

— Gdzie?
— Tutaj. Wczoraj o zmroku. Siedziałam sobie w oknie i myślałam o różnych rzeczach... jak to bywało dawniej, choćby i w tym domu. Patrzą, ktoś, idąc szybko, stanął przy sztachetach i zagląda do ogrodu. Jeszcze nie mogłam wierzyć, aby to była ona. Chyba że mi się śniło. A nie spałam, może pan być przekonany. Zerwałam się i wybiegłam na ulicę... nie było jej już nigdzie... nigdzie. Czekałam potem długo... nie wróciła!
— Myślę, że już nie wróci — rzekł Artur. — To trudno.
— O państwoby się tak ucieszyli!
— Nic na to poradzić dzisiaj nie możemy. Ona nie chce.
Rzeczywiście zdawało mu się, że państwo Meagles dbali więcej o biedne dziecko, niż na to zasługiwało. Potem przyszła mu na myśl pani Wade. Dziwna, szczególna postać. Dlaczego jest taka? Nie wątpił, że to ona doprowadziła Tattycoram do ucieczki, lecz dlaczego? Co ją obchodzić mogła ta dziewczyna i co może dla niej uczynić?
Pod wpływem tej rozmowy nieraz zdawało mu się, że widzi Tattycoram na ulicy, zwracała jego uwagę każda młoda dziewczyna, przypominająca ją wzrostem i ruchem.
Spotkał ją istotnie w kilka dni po tej rozmowie. Szedł bulwarem nad rzeką, kiedy przeciął mu drogę długi szereg wozów, wiozących węgiel kamienny. Zatrzymał się, obejrzał dokoła, jak człowiek, rozbudzony z zamyślenia, i ujrzał ją tuż blisko. Szła z nieznajomym, wysokim mężczyzną, który wydał się Arturowi cudzoziemcem. Szereg wozów zatrzymał ich też w drodze.
Nieznajomy pochylił się do Tattycoram i coś mówił jej cicho, oglądając się od czasu do czasu, jakby się kogo obawiał. Artur zauważył, że miał błyszczące oczy, duży nos garbaty i wąsy, sterczące do góry.
Clennam postanowił iść za nimi zdaleka. Obcy zrobił na nim bardzo niemiłe wrażenie, cóż on może mieć wspólnego z Tattycoram?
Było już ciemno, dokoła latarni rysowały się mgliste kręgi, Artur szedł zwolna, nie tracąc ich z oczu.