Strona:PL Karol Dickens - Maleńka Dorrit.djvu/184

Ta strona została skorygowana.

matki, zauważył w niej jednak pewną zmianę, coś jakgdyby niepokój, jakby chęć pozostania sam na sam z przybyszem i złagodzenia niezbyt ukrywanej jego niecierpliwości. Z pozoru wprawdzie była to ta sama kamienna pani Clennam, ale drobne nerwowe jej ruchy miały dla Artura wymowne znaczenie.
— Pani — rzekł Blandois po pierwszych słowach powitania — racz mię przedstawić synowi. Widzę, iż ma zamiar poskarżyć się na mnie, muszę jednak powiedzieć pierwszy, że zarzucam mu brak grzeczności.
— Panie — żywo odparł Artur — nie wiem, kto jesteś i po coś tu przyszedł, ale gdybym był gospodarzem tego domu, prosiłbym cię, abyś go natychmiast opuścił.
— Na szczęście, nie jesteś tutaj gospodarzem — powiedziała surowo pani Clennam, nie patrząc na syna. — Nie jesteś tutaj gospodarzem.
— Nie roszczę tego prawa, matko. Jednak postępowanie tego gentlemana tak dalece wydaje mi się niewłaściwem, iż prosiłbym go, żeby stąd wyszedł przez wzgląd na ciebie, matko.
— Radzi tam sobie zawsze w życiu sama i nie wzywałabym twojej pomocy do załatwienia się z panem Blandois.
Obcy roześmiał się głośno, uderzając ręką w kolano.
— Nie masz żadnego prawa — mówiła dalej pani Clennam swym suchym, stanowczym tonem — ganić postępowania cudzoziemca, ponieważ się różni od twego. Bardzo być może, że panu Blandois twoje postępowanie w równym stopniu wydaje się niewłaściwem.
— Bardzo być może — rzekł spokojnie Artur.
— Pan Blandois — zaczęła znowu pani Clennam — został nam polecony przez jednego z naszych korespondentów w Paryżu, i jakkolwiek nie miał dotąd sposobności powiedzieć mi o celu swych odwiedzin, nie mogę wątpić, że chodzi o sprawy pieniężne, których załatwienie jest naszym prostym obowiązkiem. Pan Blandois w tym domu nie jest obcym. Podczas ostatniej bytności poznał się bliżej z Flintwinchem i spędzili noc całą na przyjacielskiej pogawędce. Dlatego uważam za słuszne wy-