Strona:PL Karol Dickens - Maleńka Dorrit.djvu/185

Ta strona została skorygowana.

razić panu Blandois ubolewanie z powodu zachowania się twego, Arturze. Nic innego zrobić nie mogę, jak przeprosić go za ciebie.
W tej chwili ciężkie kroki dały się słyszeć na schodach, drzwi skrzypnęły i wszedł Flintwinch.
Blandois wstał z okrzykiem i pośpieszył naprzeciw niemu.
— Jak się masz, przyjacielu! — wołał, otwierając szeroko ramiona — Cudnie kwitniesz! Jak wiosna! Cóż, słodki chłopczyku, świat różowy, nieprawdaż? Musiałeś oczekiwać na mnie niecierpliwie?
— Domyślałem się, że przyjdziesz na wino — odparł spokojnie Flintwinch.
— Ach, ty kpiarzu! he, he, he! — zaśmiał się Blandois i, trzepnąwszy Jeremjasza po ramieniu, zaczął go obracać wkółko, aż mu się końce chustki przekręciły z boku na tył szyi.
Artur w milczeniu patrzył na tę scenę, gdyż zdziwienie i oburzenie w połączeniu z jakimś pełnym podejrzeń lękiem głos mu zatamowały. Spojrzał na matkę i spotkał jej oczy, z dziwnym wyrazem utkwione w Blandois, który zmieszał się pod tym wzrokiem i nie wiedział, co z sobą zrobić.
W pokoju zapanowało milczenie.
— Bądź łaskaw, Arturze, zostaw nas i pozwól zająć się interesami — odezwała się wreszcie pani Clennam suchym lodowatym tonem.
— Będzie mi bardzo przykro odejść, matko.
— Czy przykro czy przyjemnie, proszę cię, żebyś mię zostawił samą, przyjdź kiedyindziej, jeżeli uważasz za swój obowiązek spędzić tu nudną godzinę. Dobranoc.
Podała mu rękę obandażowaną, której dotknął ostrożnie, pochylił się następnie nad jej krzesłem i jak, zwykle, złożył lekki pocałunek na jej zimnej i gładkiej twarzy. Zauważył przytem, że wzrok pani Clennam był utkwiony w Blandois, a ten wykrzywił usta pogardliwie i w szczególny sposób psztyknął wielkim palcem.
— Panie Flintwinch — zwrócił się teraz do starca — z niechęcią i oburzeniem zostawiam w domu matki pańskiego przyjaciela.