Strona:PL Karol Dickens - Maleńka Dorrit.djvu/186

Ta strona została skorygowana.

Blandois znowu psztyknął pogardliwie.
— Dobranoc, matko.
— Miałem przyjaciela, mój przezacny Flintwinch — odezwał się Blandois, stając plecami do ognia i mówiąc głośno, aby go usłyszał Artur we drzwiach — miałem przyjaciela, który tyle historyj słyszał o tej dzielnicy w Londynie, że nigdyby tu nie został sam wieczorem z ludźmi, mającymi interes pozbycia się go raz na zawsze! Nie zostałby sam nawet w tak szanownym domu jak ten, mości Flintwinch. Chyba, że czułby się fizycznie silniejszym od swego otoczenia. To był tchórz, panie Flintwinch, nieprawdaż?
— Tak sądzę — odparł Jeremjasz.
— I ja także. W każdym razie, mój przyjacielu, nie byłby został z nimi, chyba gdyby wiedział, że nie mają władzy zrobić go na zawsze niemym. Dlatego nie wypiłby z ich ręki szklanki wody, nawet w tak szanownym domu jak ten, panie Flintwinch, o ileby jej przedtem ktoś z obecnych nie skosztował.
Mówiąc to, Blandois rzucał spojrzenia ku drzwiom, jakby chciał się upewnić, że ma świadka swoich przypuszczeń. Ąrtur jednakże milczał. Spojrzał tylko raz jeszcze na kamienną, nieporuszoną twarz matki i odszedł z walką najsprzeczniejszych uczuć.
— Na Boga, Efri, co się tutaj dzieje? — zapytał cicho drżącym głosem Efri, która odprowadzała go na dół ze świecą.
Lecz Efri miała oczy obłąkane, zarzuciła fartuch na głowę i bełkotała prawie nieprzytomna.
— Nie pytaj mię, Arturze, o nic mię nie pytaj! Ja nic nie wiem. Chodzę jak we śnie i nic nie rozumiem.


ROZDZIAŁ V: SZCZĘŚLIWA CHATKA.

W Rozdartem Sercu panowała epidemja. Prawda, że panowała ona stokroć potężniej jeszcze w innych dzielnicach, i w całym Londynie, i w całej Anglji, może nawet dalej, lecz choć podlegał jej może świat cały w taki czy inny sposób, dziwnem się wydać może, iż zagnieździła się tutaj.