Strona:PL Karol Dickens - Maleńka Dorrit.djvu/193

Ta strona została przepisana.

— Więc pańskiem zdaniem — zaczął Pancks niespodziewanie — biednemu Cavaletto Merdle zawrócił głowę? Na to odpowiem panu, że na ten zawrót głowy chorują tutaj wszyscy. Gdzie przyjdę po komorne, słyszę: Merdle, Merdla, Merdlowi.
— Gorączka — mruknął Artur. — Chorobliwy obłęd w rzeczach, których nie rozumieją.
— Nie rozumieją — powtórzył Pancks z mocnem przekonaniem — ale instynkt. Ja rozumiem. Ja to zba-da-łem. Ja rozpatrzyłem wszystko, obliczyłem, zważyłem i, mówię panu, to wcale nie obłęd. Ci ludzie mają słuszność.
— Hm! — zauważył Clennam po chwili milczenia — sądzę jednak, że gdyby szło o pański tysiąc funtów, nie oddałbyś go pan Merdlowi?
— Nie oddałbym? Już to zrobiłem — rzekł Pancks z miną człowieka, który składa dowód przekonywający.
Puścił ogromny kłąb dymu i bacznie spojrzał na Clennama.
— Tak, panie Clennam — zaczął — już to zrobiłem. Zbadałem rzecz i przekonałem się na cyfrach, że to człowiek niepospolity. Zresztą, kapitał i poparcie rządu, więc jakież tu ryzyko? Powinieneś pan zrobić to samo.
Artur pochylił głowę. W słowach Pancksa widział zarazę, ale nie usiłował jej zwalczać, zajmowały go i dręczyły inne myśli: pierwsze — odpowiedzialność za interesy wspólnika, druga — nieokreślony niepokój o przeszłość, rozbudzony na nowo ostatniem spotkaniem Blandois w domu matki. Tak dalece był opanowany przez te troski, że musiał o nich mówić. Nie wymieniając więc nazwiska matki, jakby chodziło o daleką krewną, zwierzył się ze swych obaw i przypuszczeń, łącząc to wszystko z chęcią naprawienia złego, o ileby je znalazł i o ileby jego środki mogły wyrównać jakąś przypuszczalną krzywdę.
W ciągu tego opowiadania Pancks burzył gwałtownie włosy i kręcił się na krześle, zapominając o fajce, przejęty zaufaniem przyjaciela i gorliwą chęcią usłużenia mu dobrą radą.
— Ja na to widzę jeden tylko sposób — odezwał się nareszcie — zrobić duży majątek, żeby wystarczyło na wszystko.