Strona:PL Karol Dickens - Maleńka Dorrit.djvu/208

Ta strona została skorygowana.

W ciągu tej długiej mowy Emi nadaremnie usiłowała wyprowadzić ojca. Nie wstydziła się go, ani tego, co mówił, lecz była przerażona tem zdarzeniem, zdawała sobie sprawę, że jest ciężko chory. Goście po większej części przeszli do innych pokoi, wzywani przez zgorszoną panią Merdle, pozostało niewielu świadków, oprócz służby.
Udało się nakoniec biednej Emi skłonić ojca do wyjścia pod pozorem, że poszukają Boba, pierwszego odźwiernego, który dawno umarł. Z wielkim trudem z pomocą służby sprowadziła go po szerokich schodach, które mu się zdawały stromemi schodami w Marshalsea. Umieszczono go nakoniec w karecie, przewieziono do domu, ułożono w łóżku.
Przez kilka dni następnych aż do śmierci nie odzyskał zupełnie przytomności. Nie uskarżał się na nic, nic go nie bolało, lecz zapomniał o wszystkiem, prócz życia w Marshalsea. Oprócz Emi i Fryderyka nie znosił przy sobie nikogo, wołał niekiedy Boba, rozmawiał z więźniami, interesował się wszystkiemi szczegółami więziennego życia ogółu, posyłał Emi po wino do kawiarni, kazał jej zastawić kosztowny zegarek, potem pierścionki, spinki... i wino niby za te pieniądze kupione lepiej mu smakowało.
Maleńka Dorrit nie odstępowała go ani na chwilę, nie spała i nie jadła, nie odpoczywała. Jej oczy nie odwracały się od jego twarzy, na której zachodziły coraz nowe zmiany. Znikały z niej zwolna troski, niepokoje, wygładzały się nawet zmarszczki. Głos stawał się słabszy, odzywał się rzadziej — starzec coraz częściej i dłużej zasypiał, aż przyszedł sen, z którego już się nie obudził.
Rozpacz Fryderyka była w pierwszej chwili tak gwałtowna i rozdzierająca, że biedna Emi musiała panować nad sobą, aby uspokoić stryja.
— Stryju kochany, zlituj się nade mną, dla mnie oszczędzaj siły — prosiła błagalnie, uspokajając go, jak małe dziecko.
Do późnej nocy siedzieli oboje w przyległej komnacie, płacząc, pocieszając się, mówiąc o zmarłym. Wkońcu znużenie