Strona:PL Karol Dickens - Maleńka Dorrit.djvu/214

Ta strona została skorygowana.

jej go narzucił Flintwinch jakim podstępem? — O, gdyby Efri chciała z nim mówić otwarcie, ona jedna mogłaby rzucić jakieś światło na tę ciemną zagadkę. Dawniej — dla niego zrobiłaby wszystko.
Bądź co bądź, nie mógł tu siedzieć bezczynnie, — musi tam iść, uprzedzić, przekonać się, czy nie zaszło co nowego.
Złożył księgi, załatwił najważniejsze sprawy i z pochyloną głową zapuścił się w labirynt posępnych uliczek, które wiodły do celu bardziej jeszcze ponurego.
Stary Jeremjasz otworzył drzwi domu.
— Co słychać? — spytał. Artur.
— Nic nowego.
— Pytam o zaginionego cudzoziemca.
— Nie znalazł się i nic nie wiemy.
Miał tak skrzywioną szyję i sterczącą chustkę, tak podobny był w tej chwili do odciętego wisielca, że Arturowi nagle błysnęła myśl nowa. Matka mogła przecież o niczem nie wiedzieć, jeśli ten człowiek potrzebował się pozbyć Blandois, jako niebezpiecznego narzędzia. Był dość chytry, aby się sam z nim załatwić tu na dole, przy wyjściu, bez żadnego świadka, chociaż odpowiedzialność ciąży na całym domu.
— Może pan pójdzie na górę — przerwał milczenie pan Flintwinch, niezadowolony widocznie z bacznego spojrzenia Artura. — Nie rozumiem, co pana to wszystko obchodzi, poco tyle hałasu!
— Jakto może mię nie obchodzić! — zawołał Artur oburzony — ogłoszenie policji na domu mojej matki, na rogu każdej ulicy! Czy myślisz, że się skończy na tem? Człowiek zaginął i znaleźć się musi, żywy albo...
Jeremjasz już nie słuchał i szedł ze świecą na schody, z pokoju pani Clennam dochodziły jakieś głosy, zdziwiony Artur spytał, kto jest u niej.
— Pan Casby z panią Florą — odparł Flintwinch.
Artur miał ochotę zakląć. Uniemożliwiało to zupełnie jego zamiar jakiejś poufniejszej rozmowy, zawsze była trudną, może