— Nie.
— Nie chcesz być ze mną szczera, nie masz do mnie zaufania...
— Milcz! — zawołała pani Clennam z oburzeniem. — Jak śmiesz mówić do mnie w ten sposób? Sam porzuciłeś mnie i mój interes, sam oddałeś mię Flintwinchowi, on zajmuje dziś twoje miejsce.
Artur obejrzał się pomimowoli i zauważył, że Jeremjasz, stojąc dość blisko, z natężoną uwagą stara się łowić wyrazy tej poufnej rozmowy.
— Więcej nic nie masz mi do powiedzenia...?
— Nic, matko.
— W takim razie możemy podzielić się z gośćmi tą interesującą rozmową.
Chciała odwrócić fotel, lecz Artur ją powstrzymał.
— Matko — rzekł — mojem zdaniem, tego nie można powtarzać, tego lepiej nie mówić wszystkim, proszę cię o to, matko.
Pani Clennam spojrzała na niego uważnie.
— Żądasz tajemnicy? — spytała z ironją. — Pamiętaj, że ty wniosłeś ją do tego domu. Tak samo jak podejrzenia i badanie. Twoja odpowiedzialność.
Przesunął się z fotelem do stolika i nie słysząc, co mówią koło niego, myślał, w jaki sposób spełnić drugi zamiar, wzruszyć Efri i skłonić ją do otwartości. Nie sprzyjały mu dziś warunki.
Flora bezustannie mówiła do niego, więc błysnął mu nowy pomysł i zapytał cicho, czy nie byłaby ciekawa obejrzeć starego domu.
Natychmiast wyskoczyła z tym projektem, poprostu trudno jej było odmówić, Artur — rzecz naturalna — będzie przewodnikiem, a Efri im poświeci.
Lecz usłużny Jeremjasz przyłączył się do towarzystwa. Artur zrozumiał manewr. Nie pozbędzie się go.
Zeszli na dół, oglądając stare i ciemne komnaty, które im nasuwały wspomnienie dzieciństwa, bardzo miłe i zajmujące
Strona:PL Karol Dickens - Maleńka Dorrit.djvu/216
Ta strona została skorygowana.