dla Flory. Artur skorzystał z chwili, gdy Jeremjasz oświetlał jakąś ścianę i nachylił się do Efri.
— Chciałbym bardzo pomówić z tobą — szepnął cicho.
Lecz w odpowiedzi Efri wydała krzyk trwogi i nakryła głowę fartuchem, gdyż we drzwiach na dole rozległo się mocne uderzenie młotka, a w ścianie najwyraźniej lekki szelest, jakby kto rzucił piaskiem.
— Już ja się porachuję z tobą za te strachy! — krzyknął Flintwinch ze złością. — Dam ci taką naukę, że popamiętasz do śmierci.
— Tymczasem jednak trzeba drzwi otworzyć — chłodno zauważył Artur.
Flintwinch rzucił na niego tak wściekłe spojrzenie, iż nie można było się mylić co do uczuć, z jakiemi zostawiał ich z żoną.
Zaledwie się oddalił, Artur zwrócił się do Flory.
— Błagam cię, pozwól mi pomówić na stronie z Flintwinchową.
I posadził ją na krześle, a sam zbliżył się do Efri.
— Efri — szepnął półgłosem — zlituj się, powiedz prawdę, co się w tym domu dzieje?
— Nie wiem... nie wiem... boję się... on zabije!
— Słyszysz go przecież, że rozmawia przy drzwiach. Możemy być spokojni, nim je zamknie.
— Ściany słyszą — szeptała stara — tu coś chodzi... kroki, westchnienia, szum... Boże mój, Boże!
— Ale oprócz tych strachów. Ja tego nie słyszę. Efri, przypomnij sobie, jak mię kochałaś. Byłaś dla mnie jak matka! Efri, ja cię tak kochałem... W dziecinnych troskach tyś mię jedna pocieszała, dziś ty jedna pomóc mi możesz. Czyż niema żadnych już uczuć w twem sercu?
— Czego chcesz ode mnie, Arturze?
— Chcę wiedzieć wszystko o tym człowieku, Blandois.
— On był tylko dwa razy. Pierwszy raz oglądał dom. Jeremjasz go oprowadzał. Jeremjasz wraca!
— Nie, widzę go stąd we drzwiach uchylonych.
Strona:PL Karol Dickens - Maleńka Dorrit.djvu/217
Ta strona została przepisana.