Strona:PL Karol Dickens - Maleńka Dorrit.djvu/221

Ta strona została przepisana.

wzruszenie, a był tak zdyszany, że nie mógł przemówić, i w milczeniu podawał mu jakąś karteczkę.
— Jestem... kąpielowy... — wyjąkał głosem urywanym — niedaleko... może pan będzie łaskaw ze mną... to znaleźliśmy na stole.
Doktór przeczytał swoje nazwisko i adres, zmarszczył czoło i zmrużył oczy, wpatrując się w litery nabazgrane ołówkiem. W milczeniu zdjął z wieszadła palto i kapelusz, zamknął drzwi na klucz i pośpiesznie wyszedł.
W zakładzie kąpielowym zastał całą służbę, czekającą na niego w korytarzu, na wszystkich twarzach był niepokój i wzburzenie.
— Niech się wszyscy oddalą, a ty mię prowadź, gdzie trzeba — rzekł doktór do człowieka, który go przyprowadził.
W końcu korytarza kąpielowy jakby z wahaniem cicho otworzył drzwi i cofnął się natychmiast, ustępując miejsca doktorowi.
Doktór wszedł.
W kącie pokoju stała wanna marmurowa bez wody, w niej jak w trumnie leżał człowiek, nakryty prześcieradłem. Na dnie wanny była krew skrzepła i ciemna, obok na stoliku pusta buteleczka i mały scyzoryk w szyldkretowej oprawie — zaplamiony.
— Przecięcie weny... śmierć szybka... co najmniej przed pół godziną.
Rozejrzał się dokoła. Na kanapie leżało ubranie samobójcy, na stole zegarek i notatnik. Z notatnika wyglądała zapisana kartka, złożona w formie listu.
— Do mnie adresowana — rzekł doktór i otworzył bilecik.
Dnia następnego Londyn zbudziła wieść przerażająca, że bankier Merdle, największy z oszustów, odebrał sobie życie.