Strona:PL Karol Dickens - Maleńka Dorrit.djvu/237

Ta strona została przepisana.

dla mnie dobry, więc i teraz. I nie chcę nawet, żeby się pan zgodził dzisiaj. Pan ułoży sobie warunki... jakie zechce. Dzisiaj pozwól mi tylko odejść z nadzieją w sercu, że przede mną tak wielkie, tak ogromne szczęście!...
Było już prawie ciemno. Artur oparł zmęczoną głowę na jej ręku, i przemówił spokojnym, chociaż cichym głosem.
— Nie, drogie dziecko moje. Nie. Tak kupiona swoboda nie miałaby dla mnie wartości. Byłbym nędznym, spodlonym, nieszczęśliwym. Nie. Ale dziękuję ci z głębi serca za te słowa... nie zapomnę ich nigdy w życiu.
— A jednak — załkała Emi — nie chcesz mię zrobić szczęśliwą...
— Nie mogę, drogie dziecko... tego jednego nie mogę. Gdybym był wolny, silny, niezależny, umiałbym dziś inaczej odpowiedzieć na twoje słowa... ale dla mnie wszystko skończone. Przebacz mi, że jeszcze nazywam cię dzieckiem. Tyś silniejsza ode mnie. Jesteś kobietą, którą czczę i kocham. Niech cię Bóg wynagrodzi za to wszystko, czem byłaś dla mnie w życiu... dziś... nic mi nie zostało, nie odwracasz się jednak od nędzarza... Jesteś dobra, ale... zapomnij o mnie. Dla mnie nic tu już niema na ziemi... Nic niema.
Emi złożyła ręce i błagała wzrokiem. Artur nie patrzył na nią.
Nagle na dole dał się słyszeć dzwonek. Clennam podniósł się jakgdyby z wysiłkiem, podał Emi płaszczyk, kapelusz i drgnął, gdy uczuł jej maleńką rączkę w swej dłoni.
Przytrzymał ją mocno, potem podniósł do ust. Był bardzo blady.
— Jeszcze muszę cię prosić o jedno, maleńka Dorrit rzekł bardzo cichym głosem. Widzisz, jak mi ciężko, a jednak trzeba... Nie przychodź tu... często... Chciałbym powiedzieć: nie przychodź tu więcej, ale nie mam odwagi. Czasem... czasem... To nie twój świat. Inna przyszłość otwiera się przed tobą...
Nie mogli mówić dłużej. Maggi nalegała także. Artur spro-