Strona:PL Karol Dickens - Maleńka Dorrit.djvu/241

Ta strona została przepisana.

i bywam wówczas mściwy. Zemsta należy także do przyjemności życia. Wszak wyrażam się jasno?
— Najzupełniej.
— Pozwoli pani, że wspomnę w krótkości, co zaszło między nami podczas dwóch poprzednich moich wizyt w tym domu.
— To zbyteczne.
— Ja sądzę inaczej i pozostaję przy swojem, do licha! Sprawa musi być postawiona jasno, inaczej nie dojdziemy do końca. A czasu niewiele: niewiele! Pierwsza wizyta nie ma wielkiego znaczenia, przekonałem się tylko, że mam do czynienia z damą, której poszukiwałem. To wszystko. Zaprzyjaźniłem się z miłym Flintwinchem i sprawdziłem okoliczności podrzędne.
Umilkł na chwilę i rzucił ukośne spojrzenie na panią Clennam, na której twarzy można było zauważyć zsunięcie ciemnych brwi.
— Druga wizyta — zaczął — była już zupełnie jasna: zażądałem od lady, którą głęboko poważam, tysiąca funtów sterlingów za pewne papiery, które mogłyby ją skompromitować. Czy pani przeczy?
— Nie.
— Tem lepiej. Dzisiaj za te papiery żądam dwóch tysięcy funtów. Zwłoka to rzecz kosztowna! Wtedy nie przyszliśmy do porozumienia, a ponieważ jestem człowiekiem wesołym, przyszło mi na myśl ukryć się tymczasem. Wyborny figiel, prawda? Dziś przychodzę po raz ostatni. Ale przedtem proszę uregulować rachunek hotelowy. Może się rozstaniemy jako wrogowie, więc to zaraz.
Wyjął rachunek. Pani Clennam odsunęła go ruchem ręki i dała znak Flintwinchowi, ażeby zapłacił. Jeremjasz ścisnął zęby, ale był posłuszny. Blandois zadźwięczał złotem.
— No, a teraz? — zwrócił się do pani Clennam.
— Muszę odpowiedzieć to samo, co wówczas: nie jestem tak bogata, abym mogła wypłacić taką sumę. Gdybym nawet chciała, to dzisiaj nie mogę.
— To znaczy: nie chcę? Tak? pytam po raz ostatni. Więc nie?