Strona:PL Karol Dickens - Maleńka Dorrit.djvu/248

Ta strona została przepisana.

— Czy to podobna, aby zdrowie pani pozwoliło...
Umilkła, spojrzawszy na twarz pani Clennam, która odwróciła się do niej.
— Nie zdrowie pozwoliło mi przyjść tutaj — odparła. — W pani ręku są papiery, które masz doręczyć Arturowi, jeśli przed zamknięciem Marshalsea nikt się po nie zgłosi.
— Tak, mam te papiery.
— Przyszłam po nie.
Emi wyjęła dużą kopertę z za stanika i wręczyła ją pani Clennam.
— Czy wiesz, co w nich jest? — spytała staruszka.
— Nie.
— Przeczytaj.
Rozerwała kopertę, wybrała jeden z pomiędzy kilku arkuszy i podała Emi.
Było tak ciemno, że aby przeczytać, Emi musiała zbliżyć się do okna. Czytała długo. Widać, nie mogła zrozumieć odrazu. Z ust jej wyrywały się czasem okrzyki zdumienia, przerażenia, bólu. Wkońcu zamknęła oczy i stała przez chwilę, jakby zbierając myśli. Kiedy się odwróciła, spostrzegła klęczącą przed sobą panią Clennam.
— Wiesz teraz wszystko — rzekła ta ostatnia.
— Może... tak mi się zdaje... choć zaledwie mogę zrozumieć — mówiła maleńka Dorrit drżącym, wzruszonym głosem.
— Przebacz mi i uwierz, iż zawsze miałam zamiar oddać — ci to, co było dla ciebie przeznaczone. Czy możesz mi przebaczyć?
— Bóg widzi — rzekła Emi, kładąc rękę na sercu — że z całej duszy pani przebaczyłam. Niech pani wstanie! Niech pani nie całuje mojej sukni! Nie, nie... ja do pani nie mam żadnego żalu.
— Muszę cię o coś prosić.
Maleńka Dorrit podniosła panią Clennam z kolan i łagodnie trzymała ją za rękę.
— Co mogę zrobić dla pani? spytała.