Strona:PL Karol Dickens - Maleńka Dorrit.djvu/25

Ta strona została przepisana.

— Dwoje — odparł mężczyzna z miną bardzo zakłopotaną.
— Wybrał pan sobie pokój?
— Wszystko jedno, to nie na długo.
— W każdym razie niech pan weźmie ten na pierwszem piętrze, gdzie w tej chwili okno otwarte. Jeden z najlepszych pokoi w Marshalsea.
— Bardzo, bardzo dziękuję.
— Pańska żona zostanie z panem?
— Tak, hm, nie chcemy się rozłączać... chociaż to na czas krótki.
— Tak, tak — potwierdził uprzejmie odźwierny, choć dla siebie miał zupełnie inne zdanie.
Od wielu lat pełnił urząd w Marshalsea i jednem spojrzeniem oceniał swoich pensjonarzy. Na pana Dorrit wzruszał ramionami i potrząsał głową znacząco.
Rzeczywiście interesy tego pana były w dziwny sposób splątane. A co najgorsza, że on sam nie wiedział nic o swoich pieniądzach i nie umiał nic wytłumaczyć. Był bogaty. Był wspólnikiem jakiegoś domu handlowego, lecz sam interesami nigdy się nie zajmował. Od tego są bankierzy, adwokaci. On brał tylko pieniądze i wydawał. Ale swoje. Od nikogo nigdy nie pożyczał. A tymczasem w jakiś niepojęty sposób kapitały towarzystwa gdzieś znikły. Gdzie się mogły podziać, tego przecież pan Dorrit nie wie. I dlaczego on za to ma siedzieć w więzieniu? I dlaczego źli ludzie żądają od niego zwrotu pieniędzy, których od nich nie brał? Zapewne, to wszystko samo się wyjaśni wkrótce.
Starzy więźniowie zwykle schodzili się do odźwiernego, ażeby coś usłyszeć o nowoprzybyłym. I tym razem ciekawie zadawali mu pytania, na które nie znajował jakoś odpowiedzi.
— Mnie się zdaje, że ten nigdy stąd nie wyjdzie odezwał się nakoniec.
To proroctwo świadczyło o jego znajomości ludzi. W pierwszych miesiącach uwięzienia pana Dorrit bardzo często zajeżdżali przed Marshalsea prawnicy i prokuratorzy, ażeby przy po-