Strona:PL Karol Dickens - Maleńka Dorrit.djvu/253

Ta strona została przepisana.

Zacny staruszek z całą naiwnością wspomniał wówczas o córce, jej szczęśliwem małżeństwie, nowonarodzonym synku.
Miss Wade przerwała znowu przypuszczeniem, że nie przybył tu prawdopodobnie w zamiarze dostarczenia jej tych wiadomości.
Wówczas wyobrażając sobie, że gra rolę zręcznego dyplomaty, oznajmił, że w interesie drogiej Mini poszukuje szkatułki z ważnemi dokumentami, którą przywłaszczył sobie niejaki Blandois i ukrył przed właścicielem.
— Wiem od Clennama — mówił — że pani znała Blandois. Wiem dokładnie, że to był stosunek daleki, a jednakże uważałem za konieczne sprawdzić, czy pani nie wie o tym depozycie. Blandois nie żyje, szkatułka jest skradziona, przechowywanie jej grozi odpowiedzialnością, a zwrócenie właścicielowi jest prostym obowiązkiem. Może zresztą to nie szkatułka, mógł złożyć papiery w kopercie.
— Zdumiewa mię — odparła miss Wade z oburzeniem — iż po raz drugi zwracacie się panowie do mnie, niby do biura informacyjnego, w rzeczach, dotyczących człowieka, z którym rozmawiałam parę razy na ulicy, lecz który nie przestąpił progu mego domu!
— Niech się pani nie gniewa! — zawołał pan Meagles moje poszukiwania nie mogą być obrazą. Pytałem o to samo setek ludzi. Nie opuszczam żadnego śladu i żadnej możliwości. Więc Blandois nie zostawił tutaj depozytu?
— Nie.
— I nie może mi pani dać żadnych wskazówek co do dalszych kroków w tej sprawie?
— Nie mogę. Zdaje się, że rozmowa nasza wyczerpana.
— Niestety! Proszę się nie gniewać na mnie. Bardzo żałuję teraz, że panią niepokoiłem. Czy Tettycoram zdrowa?
— Henryka? zupełnie zdrowa.
— Znów panią podrażniłem bez złej chęci. Gdybym się nad tem dawniej zastanowił, być może, iż nie dałbym jej tego imienia, ale kto dzieci lubi i żartuje z niemi, nie obmyśla każdego