Strona:PL Karol Dickens - Maleńka Dorrit.djvu/256

Ta strona została przepisana.

czynke, która idzie przez brzydki i ciemny dziedziniec tego szkaradnego więzienia. Patrz: wszyscy ustępują jej z drogi, mężczyźni się kłaniają i zdejmują czapki, widzisz na wszystkich twarzach życzliwość i szacunek. Nieprawdaż?
— Tak, panie.
— A wiesz, kto to? Córka więźnia. Urodziła się tutaj, wychowała w nędzy, nazywano ją dzieckiem więzienia. Ja nie mam tu czem oddychać, duszę się, a ona żyła długo, całą młodość.
— To bardzo smutne — szepnęła cicho Tettycoram.
— Ale teraz uważaj. Gdyby przez te wszystkie lata ta dziewczynka myślała o swojem nieszczęściu, gdyby sobie wyobrażała, że ludzie patrzą na nią z pogardą i lekceważeniem, jakiem byłoby jej życie i czy mieliby za co ją szanować? Ale ona o sobie nie myślała wcale. Żyła dla ojca, rodzeństwa. Obowiązek, poświęcenie, zapomnienie o sobie, były treścią jej życia i zjednały jej miłość ludzką i szacunek.
— Czy rozumiesz, moje dziecko?
— Tak — szepnęła Tetty i stali w oknie wszystko troje, póki Emi nie powróciła.
Artur miał się nieźle, lecz bała się pod wieczór nowych wrażeń dla chorego i prosiła, żeby pan Meagles odwiedził go kiedykolwiek przed południem.
— Bardzo dobrze. Niech pani pozdrowi go ode mnie, bo tak prędko go nie zobaczę. Wyjeżdżam jutro. Niech się pani nie dziwi — uśmiechnął się, widząc jej ruch i spojrzenie. — Jestem tu godzinę i duszę się z braku powietrza. Nie odetchnę odtąd swobodnie, póki go stąd nie uwolnię.
— I dlatego pan wyjeżdża?
— Tak, dlatego. Matka z Tettycoram wróci sobie jutro do domu, a ja pojadę po Doyce’a. Bez Doyce’a nic nie zrobimy. Można pisywać listy przez rok cały i nic z tego nie będzie. Znam się na interesach. Dlatego jadę jutro po Daniela. Tu niema czem oddychać! Do widzenia.
Maleńka Dorrit poniosła do ust rękę pana Meagles.