Strona:PL Karol Dickens - Maleńka Dorrit.djvu/27

Ta strona została skorygowana.

— Jesteś pan najdawniejszym więźniem w Marshalsea — rzekł mu razu jednego. — Brakowałoby nam pana, gdybyś stąd kiedy wyszedł.
Chwalił się nim też chętnie wobec nowoprzybyłych.
— Oto gentleman (dżentlmen) — mówił — dobrze wychowany. Bez obrazy, drugiego niema takiego w Marshalsea. A co za edukacja! Sam dyrektor go prosił, żeby wypróbował nowy fortepian. I proszę posłuchać, jak zagrał. Niczem organy w kościele. A języki! Z Francuzem mówi po francusku, i lepiej od Francuza! A kiedy mieliśmy tu Włocha, to on tylko z nim się rozmawiał, i trzeba było słyszeć!
To też mieszkańcy Marshalsea z pewnego rodzaju szacunkiem spoglądali na poważnego gentlemana o siwych włosach, uprzejmem obejściu i pełnej godności postawie.
Zanim jednakże pan Dorrit posiwiał, odźwierny zestarzał się zupełnie. Nogi mu odmawiały posłuszeństwa, brakowało oddechu i często nie miał siły iść z kluczem do furtki, aby otworzyć lub zamknąć więzienie.
Wtedy pan Dorrit wyręczał chętnie przyjaciela.
— My dwaj jesteśmy najstarsi w Marshalsea — mówił starzec pewnego wieczora, kiedy śnieg padał białemi płatami, a w niewielkiej jego izdebce zgromadziło się kilku więźniów na życzliwą koleżeńską pogawędkę. — Siedem lat tylko zamieszkałem tu wcześniej od pana. I czuję, że niedługo już będę pełnił służbę. A gdy się wyprowadzę, to pan, panie Dorrit, zostaniesz ojcem Marshalsea.
„Wyprowadził“ się już nazajutrz. Wtedy przypomniano sobie jego słowa, powtarzano je i zaczęto tytułować pana Dorrit coraz częściej mianem „ojca Marshalsea“.
Przyjął to spokojnie, jako hołd należny, i powoli zaczął się szczycić tytułem, widział w nim jakąś godność, na którą zupełnie zasłużył.
Każdy nowoprzybyły więzień był mu teraz prezentowany z pewnym ceremonjałem, i pan Dorrit przywiązywał do tego znaczenie. Przyjmował wtedy gości u siebie w pokoju ze skromną