Strona:PL Karol Dickens - Maleńka Dorrit.djvu/34

Ta strona została przepisana.

miłowanie. Nie mając żadnych wskazówek i wzorów, tańczyła wiecznie po więziennym bruku i wzbudzała podziw i zachwyt. Dlaczegóżby więc taniec nie miał stać się dla niej korzystnem zajęciem?
Nazajutrz trzynastoletnia dziewczynka z małym woreczkiem w ręku zapukała do celi baletnika.
— Przepraszam pana, ja się tutaj urodziłam.
— Aha! więc to ty jesteś! — zawołał wesoło, obejmując spojrzeniem drobną postać.
— Tak, proszę pana, i chciałam pana prosić — mówiła coraz ciszej i bardzo nieśmiało — czyby pan nie chciał przez ten czas, co pan tu będzie, uczyć tańca moją siostrę... po niedrogiej cenie...
— Moje dziecko, najchętniej — zawołał nauczyciel — ale bez żadnej ceny.
I zamknął jej mały woreczek.
Tegoż dnia jeszcze rozpoczęła się nauka, i Fanny okazała niepospolite zdolności. Nauczyciel i uczennica byli sobą nawzajem zachwyceni, nie żałowali czasu ani pracy, a postępy budziły podziw widzów i rozweselały całe zgromadzenie.
Nauczyciel tańca krótko zabawił w Marshalsea, ale przyrzekł odwiedzać swoją uczennicę i nie zapomnieć o niej. Słowa dotrzymał i obiecywał teraz — rozumie się bez wiedzy pana Dorrit — że zrobi z Fanny wyborną tancerkę i otworzy jej wstęp do teatru.
Emi była zadowolona, a ponieważ nie mogła jeszcze wymyślić nic dla Tipa, zaczęła myśleć poważnie o sobie. Doświadczenie ją nauczyło, że szycie w domu jest bardzo potrzebne, i zapragnęła się wydoskonalić w tej umiejętności.
Ale znów trzeba czekać szczęśliwej okazji.
Wreszcie i modystka zjawiła się w Marshalsea.
Nazajutrz Emi zapukała do jej pokoju.
— Przepraszam panią bardzo, ja się tutaj urodziłam.
— Ach, to ty dziecko! Bardzo cię żałuję. I przykro mi, że nie mam nic dla ciebie.