Strona:PL Karol Dickens - Maleńka Dorrit.djvu/38

Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ V: ZAMKNIĘTA FURTKA.

Przed ósmą Artur zaczął się przechadzać po przeciwnej stronie ulicy, rzuciwszy badawcze spojrzenie na słabo oświetlone okna pokoju matki.
Wkrótce furtka skrzypnęła i drobna postać Dorrit szybko przemknęła w mroku. Artur podążył za nią.
Szła prędko, widać dobrze znaną drogą, skręcając to na prawo, to na lewo, nagle — zniknęła za żelazną kratą posępnego budynku, otoczonego murem.
Artur zbliżył się także. Wczesny wieczór październikowy nie pozwalał mu objąć wzrokiem zabudowania, które nie wyglądało na dom zwykły. Obejrzał się dokoła, ulica była dość pusta, nie miał kogo zapytać.
Wtem do furtki zbliżył się zgarbiony starzec w lichym płaszczu i pomiętym kapeluszu. Pod pachą niósł jakiś instrument muzyczny, owinięty w ciemny pokrowiec.
Artur podszedł i lekko dotknął jego ramienia.
— Przepraszam pana — rzekł bardzo uprzejmie — chciałbym zapytać, co to za budynek?
Starzec patrzył na niego poblakłemi oczami, z trudem zbierając myśli.
Aha, budynek... To?... To Marshalsea — odezwał się nakoniec.
— Marshalsea? Więzienie za długi?
— Tak, panie.
— Przepraszam pana, że jeszcze zapytam, czy każdy tu wejść może?
— Wejść?... tak — odpowiedział znowu starzec.
— W takim razie, przepraszam bardzo, że pana zatrzymuję, ale to nie ciekawość z mojej strony. Pan, zdaje się, znasz to miejsce, czy nie słyszałeś pan kiedy nazwiska Dorrit?
— Mego nazwiska? — spytał nieznajomy ze szczerem zadziwieniem.
Artur zdjął kapelusz i złożył mu ukłon.